Jak by nie patrzeć, Szymon Hołownia ma swój czas. Ostatnie dni to dla lidera Polski 2050 najlepszy okres, jaki trafił mu się w polityce. Nowy marszałek Sejmu do maksimum wykorzystuje swe okienko w burzliwej rzeczywistości powyborczej. Z jednej strony ustępujący premier Mateusz Morawiecki jeszcze walczy o władzę, ale to zrywy coraz bardziej cherlawe — wiadomo, jak skończy się jego misja. Z drugiej przyszły premier Donald Tusk usunął się w cień, w ciszy przygotowując koncepcję totalnej wycinki pisowców z wszystkich instytucji państwa, którą rozpocznie po przejęciu władzy za niespełna miesiąc.
Z tego swoistego interregnum — gdy namiestnik Kaczyńskiego w konwulsjach żegna się z władzą, a nowy hegemon jeszcze nie objął urzędu — korzysta właśnie Hołownia, jako pierwszy nominat nowej koalicji.
Najpierw zręcznie poprowadził pierwsze posiedzenie Sejmu — dając sobie radę z takimi zawodnikami jak Zbigniew Ziobro czy Przemysław Czarnek, których talent estradowy wykracza daleko poza umiejętności najbardziej charyzmatycznych uczestników „Mam talent”, dawnego show Hołowni w telewizji TVN. Potem nowy marszałek wygłosił orędzie, w którym uspokajał wyborców PiS, że to nie jest koniec ich świata. Wreszcie spotkał się z prezydentem Andrzejem Dudą — jako, bądź co bądź, druga osoba w państwie, która ma zresztą ambicje, by za dwa lata stać się osobą nr 1.
Jednocześnie Hołownia upokorzył Jarosława Kaczyńskiego. Szef PiS przez ostatnie 8 lat wchodził na sejmową mównicę jak do swego gabinetu na Nowogrodzkiej — „bez żadnego trybu”, jak sam mawiał. Tym razem też tak chciał, gdy Sejm prowadził pierwszą gorącą debatę dotyczącą sądownictwa. Hołownia mu odmówił — to był symboliczny kres rządów Kaczyńskiego w Sejmie. Debata sądowa wywołała ogromne emocje szczególnie u Ziobry — który popiskiwał na polityków nowej ekipy i wyśmiewał ich, wyzywając od „fujar”. Przestrzegał też, że żadna władza nie jest wieczna, a rozliczenia w przyszłości dotknąć też ich. To był wyraźny dowód na to, że Ziobro boi się rozliczeń, zapisanych przez nową koalicję w umowie o tworzeniu rządu. Gdyby autorzy „Stanu Wyjątkowego” Kamil Dziubka i Renata Grochal mieli obstawiać top polityków PiS, którymi zajmie się Tusk po przejęciu władzy, to rzeczywiście pan Zbyszek znajdzie się wysoko. Listę rzecz jasna otworzy Kaczyński, ale Ziobro to pewny numer 2, zaś trzecią lokatę zajmuje Jacek Kurski, którego Tusk spróbuje odwołać z lukratywnej — i pozornie bezpiecznej — posady w Banku Światowym w Waszyngtonie, by mogła się nim zająć prokuratura. Właśnie przed prokuraturą Tusk chce postawić Kurskiego za to, że całkowicie sprostytuował TVP, czyniąc z niej kanał tępej propagandy i narzędzie brutalnej walki z opozycją wobec PiS.