Pełną wersję video możesz obejrzeć tu: https://wiadomosci.onet.pl/stan-wyjatkowy-podcast-onetu
Pełnej wersji podcastu posłuchasz w aplikacji Onet Audio. Możesz pobrać ją tutaj: https://onetaudio.app.link/StanWyjatkowy
Dopadli prezesa. Tuż przed wyborami ruszył serial przesłuchań Jarosława Kaczyńskiego przed komisjami śledczymi. Twórcy słuchowiska politycznego „Stan Wyjątkowy” Andrzej Stankiewicz i Dominika Długosz spodziewali się, że pierwsi docisną prezesa Dariusz Joński (komisja do spraw wyborów kopertowych) lub Michał Szczerba (komisja do spraw afery wizowej). Ewentualnie obaj — jak to oni — w duecie, synchronicznie i symultanicznie. Okazało się, że nie — prezesa na dywanik wezwała Magdalena Sroka, kiedyś w Zjednoczonej Prawicy, a dziś w Trzeciej Drodze. Żeby było zabawniej, wyraźną większość jej komisji to pisowcy — obecni, wierni prezesowi, lub byli, którzy stali się antypisowcami. W tym sensie przesłuchanie Kaczyńskiego stało się elementem otwartej psychoterapii.
Kaczyński wspomagany przez komando czterech obecnych posłów klubu PiS był bliski wysadzenia przesłuchania w powietrze, bo odmówił złożenia przysięgi, w której musiałby się zobowiązać do ujawnienia wszystkiego, co wie o inwigilacji Pegasusem. Zastosował dość przewidywalny dla twórców „Stanu Wyjątkowego” trik — zażądał zwolnienia z tajemnic państwowych, które poznał jako wicepremier od bezpieczeństwa w rządach PiS. Takie zwolnienie mógłby mu wystawić tylko obecny premier Donald Tusk — a szefowa komisji Magdalena Sroka nie była na to gotowa.
Złożył więc Kaczyński przed komisją śledczą ślubowanie, które nie ma żadnego znaczenia. Bo w ślubowaniu chodzi o to, by zobowiązać się do mówienia prawdy pod rygorem kary za składanie fałszywych zeznań. A Kaczyński złożył ślubowanie, bez zobowiązania się do mówienia wszystkiego, co wie. Trudno to więc uznać za zobowiązanie do mówienia prawdy. A jednocześnie po takiej przysiędze nic Kaczyńskiemu nie grozi, nawet jeśli łgał przed komisją. Ech, posłowie tropiciele.
Podczas zeznań prezes był zainteresowany głównie tym, by tytułować posłów z komisji „członkami”. Nie sądziliśmy, że prezesa tak kręcą dwuznaczności — ale jego rozanielona twarz przy każdym wymierzanym „członku” mówi sama za siebie. Kręcą go też naleśniki — wielokrotnie nawiązywał do dawnego biznesu gastronomicznego najbardziej antypisowskiego członka komisji Witolda Zembaczyńskiego (KO). W jego przypadku mógł łączyć te dwie rzeczy — „członka” i „naleśniki”. Podwójna radość.
Ale było nie tylko frywolnie i kulinarnie. Kaczyński dostał kilka efektownych ciosów, które pokazują, że wiedział, co robi, składając przysięgę bez przysięgi.
Był też prezes wyraźnie zdziwiony ujawnionymi właśnie przez Onet najnowszymi „taśmami Obajtka”. Okazuje się, że za rządów PiS, które podnosiło Polskę z kolan i dumnie prowadziło w XXI wiek, ktoś zainstalował w gabinecie prezesa Orlenu dość prymitywne pluskwy. I to w sytuacji, gdy Daniel Obajtek na polecenie Kaczyńskiego przejmował Lotos, PGNiG, Energę, jak sprzedawał część Rafinerii Gdańskiej szejkom z Arabii Saudyjskiej, a stacje benzynowe — orbanowsko-putinowskiemu koncernowi MOL. Zastanawiamy się, kto dzięki dostępowi do pluskwy zarobił miliony na giełdzie. I dlaczego służby ochrony Orlenu — zdominowane przez ludzi z ochrony osobistej Kaczyńskiego — nie wykryły tak prymitywnego podsłuchu. Aż nas nosi, żeby w stylu prezesa polecieć spiskiem.