To nie będzie liniowy post, w tym sensie, że poruszę kilka wątków i - pisząc te słowa w tej chwili - nie mam pojęcia czy zepnę to później w całość. Co nie ma większego znaczenia, bo ani życie ani nasza podświadomość nie są liniowe. A taki jest mój plan - wprowadzić zmiany na poziomie Twojej świadomości, podświadomości a co za tym idzie, całego życia.
To była pierwsza sprawa. Druga sprawa jest taka, że przeglądam sobie notatki na podstawie których ten post powstaje i widzę, że samego Conora tutaj prawie nie ma. Z tego prostego powodu, że służy on tutaj jedynie jako punkt odniesienia, jedynie jako inspiracja do tego, co można ze swoim życiem zrobić. Tak więc nie ma znaczenia czym się zajmujesz albo czym chcesz się zajmować. Conor McGregor jest po prostu żywym symbolem, przykładem że można.
Skąd wiesz, że się (nie) uda?
Zresztą, każda osoba, która próbuje ślepo i wiernie go naśladować pokazuje, że nie rozumie mechanizmu jego sukcesu - Conor odnosi sukcesy głównie dlatego, że jest inny i nie naśladuje nikogo - co nie oznacza, że nikim się nie inspiruje (wpływy Floyda są bardzo, bardzo wyraźne, więc w pewnym sensie, Conor będzie walczył ze swoim mentorem).
A teraz, po to, aby zainspirować Ciebie, poznaj faceta, który nazywał się Walter Kaufmann - a przedstawię go następującym cytatem:
"Pozostańmy w nadziej na życie wieczne dla ludzi, którzy nie wiedzą co ze sobą zrobić, marnotrawiąc czas na czytanie magazynów i oglądanie telewizji (...) Życie, którego ja pragnę nie jest życiem, które mógłbym znosić wiecznie. To życie pełne intensywności, cierpienia i tworzenia, czyli wszystkiego tego, co czyni życie wartościowym a śmieć mile widzianą. Bo żadnego innego nie chcę. Ani też nie chciałbym żyć wiecznie." - Walter Kaufmann
Parę rzeczy, które warto o facecie wiedzieć: Walter Kaufmann, co najważniejsze, żył dokładnie tak jak głosił - intensywnie, twórczo, nie bojąc się "ryzyka", nie bojąc się krytyki i nie bojąc się tego, co powszechnie nazywa się porażkami. Czyli przeszedł najważniejszy test spójności: robił to co mówił. Napisał kilkanaście książek ale najbardziej znany jest jako tłumacz (z niemieckiego na angielski) dzieł Nietzsche, dlatego jego życie było inspirowane tym niemieckim filozofem. Bycie żydowskim tłumaczem dzieł Nietzsche tuż po II wojnie światowej było mniej więcej tak samo na miejscu jak przyznanie się na niedzielnym rodzinnym obiedzie w Toruniu, że jest się gwiazdą gejowskiego porno. Medali za to nie przyznawano, że tak to ujmę.
Nawet nie próbuj odpowiadać...
Nie zmienia faktu, że cel Kaufmanna był prosty: SPROWOKOWAĆ ludzi do myślenia. Dosłownie. "Nie ma lepszego sposobu na to, by ludzie zaczęli myśleć niż bycie prowokacyjnym" pisał. Głosił, że owszem, nasze życie jest tragedią, ale tragedią, którą możemy przywitać z otwartą przyłbica, z zachowaniem wielkości, godności i piękna. Owszem, ostatecznie wszyscy polegniemy, ale nie oznacza to, że mamy kurczyć się w kącie z podwiniętymi ogonami.
Oznacza to, uczył Kaufmann, że mamy żyć intensywnie, twórczo i odważnie - bo tylko takie życie ma sens. Zupełnie jak w tym powiedzeniu, że:
Nie liczy się wielkość walczącego psa tylko wielkość waleczności w psie
Zdaniem Kaufmanna, Twoje życie powinno wyglądać jak życie bohaterów dramatów Szekspira: nieidealni ludzie walczący o wielkość w nieidealnym i tragicznym świecie. Tu jest sens, tu jest dramat, tu jest właśnie całe piękno tragedii życia.
Jego tok rozumowania był bardzo prosty: owszem, życie to cierpienie, nie ma co do tego wątpliwości, ale unikanie cierpienia miałoby sens tylko wtedy, gdy czekało Cię życie wieczne. A nie czeka. Jesteś tu na chwilę - nie wiadomo jak długą - więc przestań unikać i bierz się do twórczej roboty, bo cierpienia nie da się pozbyć - ale można nadać mu sens i nadać mu kierunek. Bo skoro cierpisz i tak i tak - dlaczego nie cierpieć w imię tego, co Cię kręci?
Kaufmann był chłopakiem, który w swoich książkach szczególnie się nie opieprzał - bycie prowokacyjnym oznacza również byci...
view more