Przez krótki moment zastanawiałem się czy użyć słowa 'niepowodzenie' czy 'porażka' ale uznałem, że większość czytających nie odnosi porażek z tej prostej przyczyny, że nie mierzy dość wysoko, nie ryzykuje dość dużo i ogólnie nie gra, żeby wygrać. Poza tym, zracjonalizowałem sobie, każda porażka jest niepowodzeniem ale nie każde niepowodzenie jest przecież porażką. Najlepsze jest to, że żadne być porażka nie musi.
Ogólnie mało osób mówi o tym, jak radzić sobie z niepowodzeniami. Które są - co muszę dodać - pewne. I to jest już tak wyświechtane i wszyscy o tym mówią i nikt już tego nie słyszy - że droga do sukcesu (niezależnie od tego jak go sobie definiujesz) usłana jest niepowodzeniami. A ja tu powiem więcej: niepowodzenia nie powinny być tylko pasywnym czymś usyłającym (tak to się odmienia?) drogę, tylko pełnić powinny rolę aktywną. Rolę Twojego paliwa.
Pierwsze spójrzmy sobie dlaczego niepowodzenia są absolutnie niezbędne na drodze do rozwoju i sięgania po więcej - bo na tym powinno polegać życie - na sięganiu po więcej tego, na czym Ci zależy i co dla Ciebie ważne. Pomogą nam w tym zadaniu łyżwiarki.
Największa różnica między łyżwiarkami najlepszymi a całą resztą nie leży w genach czy osobowości. Różnica leży w innym rodzaju trenowania. Najlepsze łyżwiarki to te, które regularnie i dobrowolnie zmuszają się do tego, by ćwiczyć to, czego JESZCZE nie umieją lub co JESZCZE im nie wychodzi - podczas gdy lubiące swoją strefę komfortu koleżanki ćwiczą to, z czym czują się wygodnie. Czyli to, co już (jako tako) umieją.
Wniosek z tego prosty - najlepsze łyżwiarki upadają dużo częściej niż ich gorsze koleżanki. Brzmi jak paradoks, ale nim nie jest.
Najlepsze łyżwiarki mają najbardziej obite dupy...
Najlepsi non stop rozciągają swoją strefę kompetencji co ze 100% pewnością prowadzi do tymczasowych niepowodzeń. Rozwój polega na robieniu tego, czego jeszcze nie umiesz. Robienie tego, czego jeszcze nie umiesz musi prowadzić do nieudanych prób. Porażek jeśli wolisz.
Czyli jak to w życiu bywa, wszystko sprowadza się do ceny jaką jesteśmy gotowi zapłacic za swój sukces.
I jak pisze Matthew Syed w swojej książce "Bounce":
Doskonałość tworzysz poprzez wyjście ze strefy komfortu, agresywnie trenując i akceptując nieuchronność potknięć. Postęp powstaje w oparciu o fundament niezbędnych niepowodzeń. Na tym polega kluczowy paradoks bycia ekspertem. Przy czym te ‘niepowodzenia’ nie stoją w konflikcie z późniejszą genialnością; one są tego geniuszu częścią.
Fundament niezbędnych niepowodzeń - mantra godna zapamiętania. Fundament niezbędnych niepowodzeń jako część składowa geniuszu, bycia nadzwyczajnym i "wrodzonego talentu."
Przy czym przy okazji - niezbędność porażek nie oznacza, że specjalnie się umniejszasz i obijasz tyłek. Najlepsze łyżwiarki upadają, bo chcą jak najwyżej skoczyć. Upadają bo grają, żeby wygrać. Nie cierpią niepowodzeń tak samo - lub bardziej - jak my, ale wiedzą, że są etapem rozwoju. Że inaczej się nie da. Że te niepowodzenia są jak pies pasterski - szorstki, nieprzyjemny, boleśnie podgryzający ale utrzymujący Cię na właściwym torze.
Tym co pozwala Ci zbudować fundament niezbędnych porażek jest zaufanie do siebie. Zaufanie do siebie oznacza, że wierzysz, że Ci się uda - a jak się nie uda, że poradzisz sobie z konsekwencjami tego niepowodzenia. Bo to konsekwencji a nie czynów się tak naprawdę boimy.
Zaufanie do siebie oznacza, że wierzysz, że masz co trzeba by dostać to, czego pragniesz. A jeśli nie masz - to jak w grze komputerowej - zbierzesz po drodze.
Tak więc, ufając sobie, jesteś kryty z dwóch stron - i przed startem i na trasie. Co daje Ci niezbędny poziom optymizmu i relaksacji nawet w obliczu kłopotów. Sorry - zwłaszcza w obliczu kłopotów. Spokojnie, to tylko awaria zamiast, przepraszam, czy leci z nami pilot?
Nikt z nas, dosłownie NIKT, nie jest w stanie obiektywnie ocenić swojego potencjału - czyli tego, co zwie się talentem. Albo przestrzelimy w górę albo przestrzelimy w dól,
view more